14.02.2013 – 20.02.2013
Zobacz 2013 Meksyk / Gwatemala SebKa’s na mapie.
Hej!
No i stalo sie! JEdna miejscowsc a znow spedzamy tu leniwe kilka dni. Coz Gwatemala wciaga coraz bardziej! Coban to miasto bedace centrum okolicznej wyzyny Verapaz. Dojechalismy do niego po wielogodzinnej i wieloprzesiadkowej podrozy i co zobaczylismy?? Deja vu – jak Brastagi z Sumatry! Pada i widac slynna “funkcjonalna brzydote miasta”. Ehhh. Rusyzlismy w poscig za hostelem na noc i trafilismy po przejsciach do .. hotelu… I jak to bywa nie znajc jezyka stargowalismy cene o polowe Pani z hotelu chyba wziela nas na litosc ale coz wyladowalismy w pokoju 3-sobowym z HBO i lazienka (to juz traci slynna Kambodza) – tyle z wypadkow pierwszego dnia – teraz skrot z reszty….
Coban noca
Pierwszy wlasciwy dzien w Coban porzywital nas deszczem. Postanowilismy zwiedzic pobliski park narodowy slynacy z prezentacji roslinnosci wyzynnej i gorskiej. I tak w deszczu przedzieralismy sie przez Wielka Zielonosc! Bylo fajnie – na pewno bedziemy juz rozponowac Kardamon (dwa dnie pozniej okazalo sie ze jednak nie )!
Park Narodowy w Coban
Poszlismy do ciekawego Kosciola na wzgorzu… Stary i ciekawy ale interesujaca jest tu boczna kapliczka gdzie okoliczni Indianie do krzyza przyczepiaja … ptasie piora!
Potem Pogoda sie poprawila i odwiedzilismy targ! Targ w Coban jest peleeeeen sympatycznych ludzi i swietnego jedzenia! Mnosto tu warzyw (z giga marchewka na czele) i kwiatow! Staralismy sie zaprzyjaznic ze wszystkimi a to trudne!
giga marchewki
przesympatyczna Pani z targu
Kolejny dzien to juz wycieczka pod Coban do Cooperativy Chipoj produkujacej kawe. Zobaczylismy pelen proces od zbioru do pierwszego parzenia! Znow w deszczu ale za to nie z tourem ale sami z Panem Francisco ktory pracuje tu przy sadzeniu kawy i zbieraniu jej owocow. Nie znajac hiszpanskiego dowiedzielismy sie niemal wszytkiego! Potem opowiemy!
Gotowe do zbioru ziarna kawy
Oczywiscie czekajac na busa Sebastian nie zapomnial o integracji i pomogl anonimowemu Panu przy zbiorze kawy
Niedziela to znow deszcz! Pojechalismy do Tactic gdzie miala dzialac inna Cooperativa tkaczek.. Niestety gdzies wsiakla a my tylko pospacerowalismy po okolicy, odwiedzilismy kolejny targ i stwierdzilismy ze w niedziele nie ma co sie bardziej ruszac.
Poniedzialek to wyczekiwana zmiana pogody. Pojechalimy do kolejnego producenta kawy – spadkobiercow rodziny Dieseldorffow. W ogole w tej czesci Gwatemali wielu Niemcow zakladalo swoje plantacje kawy czy kakao ale rzad gwatemalski pod naciskiem rzadu USA (uwazajacego ze wspieraja nazistow co czesto bylo zresta prawda), delikatnie mowiac, zmusil ich do powrotu do kraju. Zaznaczyc trzeba ze rodziny te czesto przybywaly na terenie Gwatemali od dziesicioleci. Tu dowiedzieleismy sie jeszcze wiecej o odmianach kawy. Teraz juz jestemy ekspertami
Odwiedzilismy tez plantacje/ogrod orchidei! KAsia byla zadowolona choc wiele kwiatow bylo wielkosci milimetra! Zobaczlismy tez narodowy kwiat Belize i Gwatemali!
narodowa orchidea Belize
Kolejny dzien to wyprawa do ponoc najladniejszego zaktaka Gwatemali – Semuc Champey – miejsca gdzie wylewajaca sie woda tworzy kilka duzych i kilkanasie malych naturalnych basenow wypelnionych krystalicznie czysta woda. Po tajskim Erewan niez robilo na nas to az tak duzego wrazenia (na pewno nie jako najladniejsze miejsce kraju) ale urzekl nas spokoj i chlod miejsca. Wiekszosc wody doprowadzanej do basenow przeplywa… pod nimi w wielkiej grocie skalnej!
Semuc Champey
Zachwycaly nas tez widoki. Jako prawdziwi (i skapi) turysci postawoilismy 9km do basenow przejsc pieszo zamiast korzystac z pick-upa. Okolica byla przepiekna! Przypominala nasze Gorce tyle ze z czesto pojawiajacymi sie palmami i kawa czy kakao. Az chcialoby sie pochodzic po okolicy. Niestety nic nam nie wiadomo o szlakach w tej okolicy ba! wydaje nam sie ze nia ma (na okolicznych gorach) tez zbyt wielu sciezek.
Na nocleg udalo nam sie (ostatnim busem) wrocic do Caban. Niestety musielismy spac juz w innym miejscu, gdyz nasz hotelik byl juz caly zajety… Jak widac miasteczko Coban wciagnelo nas na dlugo i to nie tylko przez hotel ale swoj ukryty, cudowny urok i okoliczne atrakcje…
A przed nami stolica – Guatemala City!!!!!! do ktorej ruszamy juz za pare godzin!
Pozdrawiamy,
Sebastian i Kasia
PS. dla wszystkicj lakomczuchow spragnionych niusow kulnarnych. Co dzien probujemy czegos nowego i zaprzyjazaniamy sie z PAniami kucharkami. Ponizej jedna z naszych wieczornych przekasek