Oman!
Jesteśmy tu już ponad tydzień ale nie wyrobilismy sobie jednoznacznej opinii o tym kraju. Znaczy, że jesteśmy tu za krótko:) Opowiemy, co robiliśmy do tej pory a rozwazania filozoficzne zostawimy na ostatni wpis
Z przygodami dojechaliśmy wieczorem do miasta Sohar (informacja dla Babć – Jerzyk nie przejął sie szczegolnie kłopotami i bawił sie w parku).
W miescie Sohar przywitani zostaliśmy chlebem i solą ekhem! tzn.. daktylami, jogurtem i drobnymi dla Jerzyka ( dowiedzieliśmy się że jest taki zwyczaj dawania małym dzieciom drobnych sum na szczęście).
W ogóle Jerzyk zgarnia pule nagród bo już na granicy dostał od jakiegoś pana mleko bananowe…
Tutaj też wypozyczylismy nasz rydwan. Nasza srebrna strzałę i pogromczynię omanskich bezdroży – toyote yaris sedan. Pojemna bestia! Zaprzyjaznilismy się od razu! I od razu ruszyliśmy podejrzeć tutejsze góry (informacja dla Babć – buty trekkingowe zostawiliśmy w domu więc możecie się nie obawiać).
Na pierwszy ogień poszedł fort w Rustak i jedna z pobliskich dolin.
Potem wylądowaliśmy w Muscacie. Stolicy, która jeszcze kilkadziesiąt lat temu miala nie wiecej niz 7 km drog, 2 szkoły i 1 szpital. Teraz jest to mmiasto pełną gębą ale jakże inne od Dubaju. Sułtan zakazał tutaj budowy wieżowców i starał się zachować klimat miasta. Totalnie mu sie to udalo – mimo sieci świetnych wielopasmowych dróg.
Kolejny przystanek to Bahla – górskie miasteczko ale o tym to już nastepnym razem!
Trzymajcie się tam ciepło! Pozdrawiamy z zimnej Warszawy i czekamy na foty