Hej, Tradycyjnie piszemy poza czasem Wylecieliśmy 7.03 a już 12.03. W między czasie pokochaliśmy Portugalię miłością odwzajemnioną. Zwłaszcza za kawę i ciastka. Także za: słońce, średniowiecze, barok, piękne starówki i dobre wina… I pewnie parę rzeczy by się jeszcze znalazło. Ale oficjalnie naszą “slow” Portugalię czas zacząć!

Aaaa – pierwszy raz ruszyliśmy w tak dużym gronie tak daleko. 9 osób! My, dzieci, dziadkowie i ciocia :-) 2 auta klasy mini zapełnione ( jak i całe małe kawiarenki)!

Zwiedzanie zaczęliśmy od pięknego miasta Santarem. Średniowiecznej perełki środkowej Portugalii. Zostaliśmy tu na 3 dni chłonąc atmosferę tego wspaniałego, spokojnego miejsca.






Santarem mogło by mieć hasło za Toruniem: “gotyk na dotyk”. I nie byłaby to przesada. Pierwszy kościół został tam wybudowany w XII w. I stoi. Inne powstawały nie dużo później. Mamy też tu kilka zakonów… Tak na prawdę historia jest tu wszędzie!


Jest tu też jedyny kościół w Portugalii, do którego schodzi się schodami w dół. Nie schodkami 2-3 schodki ale kilkanaście. Tak twierdzą wtajemniczeni strażnicy kościoła. Jak i to, że pochowano tam hrabiego Pedro De Menezes ( który brał udział w zdobyciu Ceuty czym zapoczątkował erę portugalskich podbić), pierwszego portugalskiego zarządcy Ceuty w sarkofagu z … dwiema żonami. I nie to, że jedna zmarła a miał drugą – po prostu było go było stać



Ciekawa historia z tym naszym bigamistą:
Podczas gdy Jan I Portugalski zabiegał o namiestników, młody Pedro był w pobliżu, z roztargnieniem grając w choca (rodzaj średniowiecznego hokeja) kijem zambujeiro lub Aleo (dzikie drzewo oliwne). Gdy kolejni dostojnicy migali się przed proponowanym stanowiskiem zarządcy Ceuty – on wystąpił naprzód stwierdzając, że tym jednym kijem jest w stanie pokonać całą marokańska nawałnice. Prace otrzymał a od tego momentu każdy nowy zarządca Ceuty dostawał też ten symboliczny kij…
W innym miejscu pochowano odkrywcę Brazylii.


Będąc te kilka dni w Santarem przyzwyczailiśmy się do pogody (wtedy zmiennej i wietrznej ale na pewno cieplejszej niż w Polsce), kawy, ciastek i spacerów. Zadomowiliśmy się w rodzinnej tawernie, gdzie jedliśmy obiady popijając je domowym winem. Polecamy!



Z przyziemności :-) mieszkaliśmy dosłownie w centrum starówki w starej kamienicy. Wejście, klatka schodowa czy samo już piętro tejże (całe dla nas!! :)) robiło ogromne wrażenie. Po mieszkaniu w tym miejscu, każdy zamarzył o 4 metrowych (na wysokość) pokojach.




No i pierwsze zetknięcie z niebiańskim przysmakiem – Pastel de Nata …

Dużo radości z placu zabaw!



Czy kaktusa na dzień kobiet…

A teraz? Możemy zdradzić, że znów odwiedziliśmy Tomar w drodze na północ. Ale o tym już następnym razem. Dla wszystkich czytających – dużo słońca! Pozdrowienia!