Hej!
I stało się! Zawitaliśmy w ferie do Egiptu! Przygodę zaczęliśmy lotem z Warszawy do Budapesztu skąd – po kilkugodzinnej przerwie polecieliśmy do Kairu.



Na szczęście na lotnisku w Budapeszcie są 2 place zabaw…


Po trudach i znojach dolecieliśmy. Lotnisko Sphinx ( koło Gizy) jest nowe, czyste i totalnie bez komunikacji z miastem. Tradycyjne targi z taksówkarzami i zlozeczenie na wszytko na czym Ziemia stoi że “only 20 dollars” to najlepsza i jedyna oferta dojazdu do naszego noclegu. Zeszło na 13 okupione krwią niewinnych wymienianych w przekleństwach szalonego taximena. I – na szczęście – odpukac!! – od tamtej pory Egipcjanie jawią się jako uczynny, miły i sympatyczny naród. Tylko z takimi osobami mamy na razie do czynienia
Pierwszy dzień to uświadomienie sobie że Kair budzi się późno. Oczywiście jak na kraj Południowy. Zwykle w takim klimacie spodziewamy się pobudki wcześnie rano, siesty w upał i lekko popołudniowo-nocnego życia. Tutaj piekarnie otwierają się po 9. Dzieci do szkoły ida też tak później. A trening judo zaczyna się o 1830 i 20… Sklepy czynne często do 3.
Ulice o 9


Gwarantuję że ta niższa – jedna z głównych w Kairze- od 16 jest zakorkowana płynnie – tzn jest korek – ale płynie.
A oto widoki z naszego mieszkania – myśl budownicza – z rozmachem


Ja jestem zachwycony!!! This is KAIR! To jest Kair!!!
Tego dnia postanowiliśmy , wymienić walutę – samo to jest przygoda. Trzeba zapisać się na listę u Pana ochroniarza – dumnie trzymającego zeszyt z imionami osób chcących wymienić pieniądze. Wśród nich “Sebastien??” – zapisane po arabsku. Dzięki uczynności kolejkowicza czekaliśmy tylko ok 20min a nie godziny w banku . A to moje imię mniej więcej :
سيباستيان
Dalej to już Great Egyptian Museum – Wielkie Egipskie muzeum. Nowy kompleks muzealny obok piramid.

Piękna budowla, wnętrza przeogromne


Ogromne zbiory artefaktów staroegipskich z całego kraju!



Oczywiście widok na przeogromne piramidy, które widoczne są na prawdę z daleka – a podziwialiśmy je jadąc już z lotniska.

Było też kilka pokazów multimedialnych…



I mumie

A potem to już zakupy oraz obiad. Kasia i chłopcy zamówili makaron z sosem u Pana na dole a ja ” coś po arabsku”. Smakowało jak cienko pokrojona baranina w panierce z chlebkami, piklami, sosami i ryżem.



Było smacznie. Zwłaszcza makaron. Jako że przegłosowaliśmy kolejną przygodę – jazdę do klubu judo na trening. Jerzy nalegal a ja lubię przygody. Trening pod miastem w wypasionym kompleksie sportowym – tylko z przepustkami. Czysto, schludnie dużo sportów i egipskiej klasy wyższej



Można by powiedzieć że to koniec dnia. Trening do 20. Potem powrót . Ale pierwszy dzień to zawsze pierwsze przygody. Jedna z nich jest kupowanie też pieczywa (mniam) i … Truskawek. Ogromnych truskawek! Nie pamiętam w którym regionie Egiptu uprawianych ale na pewno lokalnie sprzedawane “z wozu” . 40 egp/kg za taki rarytas. Do tego ” welcome to Cairo” – bezcenne!


I tak minął pierwszy dzień. Dużo się działo a jakby nie za dużo. Zaluje braku zdjęć przemiłych ludzi, których dziś spotkalismy. Janek stwierdził że już pierwszego dnia ma 3 nowych egipskich przyjaciół: pana od egipskiego spaghetti, pana z piekarni i pana sprzedającego truskawki. Oby kolejne dni były równie mile
