czyli wrazenia z Ayutthay’i i Sukhothai
Sie ma!
Nic nas nie goni zatem zostalismy w Ayutthaya jeden dzien dluzej niz planowalismy a potem ruszylismy do Sukhothai (skad teraz piszemy). Moglismy na biezaco porownac dwie dawne stolicy Tajlandii. Dla odmianmy w tym wpisie zdjecia beda czarno-biale dla wytworzenia klimatu i by nie odslaniac wszystkich kart – no moze na koniec pokazemy jedno kolorowe
Na poczatek Ayutthaya! Miasto na pierwsz rzut oka nieciekawe i pelne uczniow! Wszedzie wstep platny no i coz powiedziec – “starozytni budowali piekne ruiny”! W tym wypadku moze nie tyle starozytni co juz nowozytni (XV w. i wzwyz) ale ruiny to ruiny. Dalo sie odczuc klimat dawnej swietnosci! Duze wrazenie zrobilo muzeum gdzie dosc ciekawie probowano pokazac minione czasy.
Z prywatnych przezyc udalo nam sie trafic na:
- dobre paczki – ale tylko raz – pozniej Pani “sie zwinela” 🙁
- nawet nawet pat thai – jednak nie tak dobre jak w Kanchanaburi
No i wreszcie… – doswiadczylismy ruchu lewostronnego! Jazda rowerem po miescie to jest to!


Po paru dniach dotarlismy do Sukhothai. Podroz autobusem z “roznie dzialajaca” klimatyzacja trwala az 6 godzin. Wymecfzeni trafilismy na zaglebie hosteli i niestety mimo braku sezonu nie bardzo chciano negocjowac ceny pokoiku (do zwyczajowej 150 THB). Ale trafilismy na swietne miejsce, gdzie i stargowalismy i pierwszy raz mamy pokoj z tak duza przestrzenia i klimatyzacja (choc co do tego ostatniego, to mamy duze watpliwosci czy mozemy uruchamiac, bo chyba cena pokoju jej nie obejmuje…..eh, tyle dylematow….). No i po raz kolejny zakupilismy buty dla Seby – znow japonki ale tym razem nie miazdzace przestrzeni miedzypalcowej (sprawdzone dzis na spacerze!) – wiadomo, firma Bata zobowiazuje
.
Sukhothai slynie z parku historycznego, gdzie zachowaly sie ruiny w baaaardzo dorbym stanie i to na bardzo duzej powierzchni! Po prostu bylo niemal bosko! Mozna bylo i popstrykac i powypoczywac…
Ruiny nigdy nie sa w dobrym stanie…..klimat Parku Historycznego Sukhothai byl inny niz “starowki” w Ayutthaya ale nie mozna powiedziec, ze gorszy – jest tu duzo wiecej przestrzeni, trawnikow, stawow, laskow – to tak naprawde wielki kawal parku, w ktorym gdzie niegdzie jest zniszczona swiatynia. W Ayutthaya w pewnym momencie wchodzilo sie w srodek starego, zniszczonego miasta i mimo tych zniszczen (ja tu tak ciagle o tych zniszczeniach a Indiana Jones sie w grobie chyba przewraca…) nie bylo watpliwosci, ze jest sie w Wenecji Wschodu! Na pewno warto to wszystko zobaczyc, osoby, ktore lubia ruiny beda zachwycone, wszystkie pozostale (do ktorych ja sie zaliczam:-)) odczuja dawno miniona swietnosc. – Kasia
W Sukhothai spotkalo nas tez kilka niespodzianek:
- zolwik drozdzowy, a dokladniej ciastko w ksztalcie zolwia i w smaku prawie ciasta drozdzowego – ideal do czasu dogryzienia sie do slodkiej wieprzowiny w srodku……tak Tajowie lubia slodzic absolutnie wszystko
- w restauracji wygladalismy tak bardzo nie na miejscu, ze jeden klient tubylczy pomogl nam sie porozumiec z obsluga – jestesmy egzotyczni:-)
Spieszy nam sie troche wiec pokazujemy zdjecia i znikamy…



Kolejny przystanek: prawdopodbnie Chiang Mai!
Pozdrawiamy,
Seba i Kasia
Ps. obiecane zdjecie kolorowe:

Linki dla planujących podróż:
Tajlandia informacje praktyczne
Ayutthaya – informacje praktyczne
Sukhothai – informacje praktyczne