czyli podrozy po cudach natury ciag dalszy…
Witajcie
Chyba jak wrocimy nie bedzie co opowiadac… = wszystko wiecie z bloga… No to tradycyjnie co u nas.
Gorge Todra
Dojechalismy do Tinerhir i stamtad chcielismy udac sie do znznego wawozu Todra. Udalo nam sie zatrzymac u Aliego. Spalismy na dachu a w dzien spacer po palmowisku i odwiedzenie wawozu… Ot dzien jak co dzien w Maroku… Spedzilismy tu az dwa dni zajadajac omlet po berbersku (jajecznica z cebbula i pomidotrami bardziej duszona niz smazona)… Najwieksze wrazenie chyba ztrobil kilkugodzinny spacer przez Palmowisko lacznie z atrakcjami takimi jak szukanie drogi; brodzenuie w strumienie i zabawa w szewca. Sam wawoz byl cudownie chlodny….
proba nauki rytmow na tam tamie = nawet pare razy pogralismy
widok z “okna”
styk palmowiska i wawozu
Sahara
Pozniej ruszylimy do Merzugi = miasteczka na styku z Sahara… Pojechalismy do poleconego przez Pana hostelu i znow dzien jak co dzien… Spanie na dachu umieranie w okolicach poludnia i wizyty na pustyni. Pustynie kamienista mielismy pod oknem, a piaszczysta jakies 5 minut spacerem od nas. Nie za bardzo krecily nas turystyczne (i drogie) szopki z dromaderami wiec jak zwykle co sie dalo to na wlasna reke. Uwazalismy na wydmy
My na spacerze
I to na razie tyle. Wiecej zdjec nie bedzie bo kafejka ma tak stary sprzet ze trudno nam cokolwiek dodawac. Ale pustynia to piach piach i piach albo plaska kupa czarnych kamieni
Teraz siedzimy w kafejce w Rissani i mamy kupiony juz bilet na nocny autobus do Fezu… Znikamy zatem z upalnego poludnia i sprobujemy dostac sie do “imperialnej” polnocy. Dla nas oznacza to 2 rzeczy: chlodniejsze dni (mamy nadzieje) oraz tydzien Ramadanu w arabskim kraju.
Pozdrawaimy
Seba i Kasia