Hej!
Po krótkim pobycie pod Colombo (Mount Lavinia) pojechaliśmy do Hikkaduwy. Po drodze jeden z towarzyszy naszej pociągowej niedoli powiedział: “Nie lubię tego miejsca – za dużo Rosjan i rafy ani żółwi już tam nie ma”. Z jednym stwierdzeniem trzeba się zgodzić – Hikkaduwa to zamorski teren rosyjski. Przy najmniej główna uliczka 🙂 – wszędzie podpisy cyrylicą. Trochę jak na Goa. Ratował nas piękny nocleg – z dala od zgiełku, z tarasem i kilkoma pokojami 🙂

Nie tylko plażowaliśmy (choć głównie). Mnie przez pierwsze 1,5 dnia trzymało tradycyjne azjatyckie przeziębienie (zawsze po przylocie do Azji coś mnie łapie po kilku dniach). Pojechaliśmy też do miasteczka Galle – słynącego z pięknego, dużego fortu pełnego perełek architektonicznych.



Paru kościołów


W kościołach jak widać obowiązuje stara tradycja – turyści płacą więcej (nie wszędzie ale w wielu muzeach tak jest… – tutaj cennik usług religijnych)

W forcie nie zabrakło armat.


Ani małych świątyń

Kilka nowych przysmaków – jak piękny roll (chyba) z ciasta naleśnikowego ze słodzonym kokosem w środku.

Chłopcy w muzeum marinistycznym dowiedzieli się między innymi czegoś o jakże fascynujących ich tsunami.

A po ciężkim spacerze wypiliśmy soczki

Z nowych doświadczeń: pierwsze jazdy lokalnymi autobusami, które przypominają mix tych z Filipin i z Indii. Stare, kolorowe i z bardzo sprawnymi hamulcami.

I zaufaniem do bóstw wszelakich podczas jazdy

Wracając do Hikkaduwy. Jest tu jeden z 3 Morskich Parków Narodowych Sri Lanki. Do część z rafy możemy dostać się bezpośrednio z plaży. Tak też zroniliśmy. Koralowce nie były w najlepszej kondycji (część niestety martwa) za to ryb było całe mnóstwo i to przeróżnych. Chłopacy pokochali to miejsce!


Kilka zdjęć podwodnych też wykonali.


Następnie turtle beach – plaża żółwi. Wydawało się, że z tego została tylko nazwa. Nic bardziej mylnego! Tzn – prawdopodobnie żółwie morskei od dawna nie skłądają tu jaj – ale przypływają często. I tym razem przypłynęło kilka ogromnych i kilka mniejszych żółwi morskich. Były majestatyczne i cudowne. Można było podziwiać je z góry lub płytko nurkować. Jeden nawet przepłyną pod nami! niestety jak na złość nasz aparat “nurkowy” się wtedy wyczerpał. Zostały tylko zdjęcia z komórki.


Sri Lanka to też egzotyczne owoce. Z wcześniej nam nieznanych przedstawiamy owoc mangostanu! W smaku najbliżej mu chyba do kiwi!


5 nocy w Hikkaduwie minęły nam szybko. Teraz pojechaliśmy trochę bardziej na południowy wschód ale z założeniem ciągle tym samym. Mieszkamy znów u lokalnej rodziny (mamy pierwsze piętro domku) i jest znów spokojnie 🙂 Próba resetu, odpoczynku, odstresowania. Mało zwiedzania i jeżdżenia – więcej luzu. “Wrzuć na luz” Janka jest bardzo aktualne 🙂 Staramy się! 😛