Witajcie wszyscy nasi Czytelnicy!
Meldujemy sie po raz pierwszy z dalekiego kraju. Jestesmy tu juz prawie tydzien wiec najwyzszy czas podzielic sie pierwszymi wrazeniami 🙂
Przede wszystkim nie jest tak zle, jak wszyscy mowia. Slyszelismy: Idnie przytlaczaja, kocha sie je lub nienawidzi, ciezko wytrzymac itp… A dla nas po tych paru dniach w Mumbaiu, Margao i na Goa wydaje sie to kraj bardzo podobny do krajow Azjii Polidniowo wschodniej, ktore odwiedzilismy… Co do naciagaczy, naganiaczy itp – nie wiem, moze nie jestesmy targetem – ale jest nawet lepiej niz w Maroku… I najwazniejsze – Indii ani nie kochamy ani nie nienawidzimy (na razie :))
Mumbai
W stolicy Bollywood i jednym z najwiekszych miast swiata bylismy tylko kilka dni. Miast nie lubimy i nikt nie chcial zatrudnic nas do filmu 😉 Mieszkalismy na przedmiesciach w dzielnicy Powai w calkiem luksusnym apartamencie na 18 pietrze 🙂
Codziennie by dostac sie do centrum podrozowalismy slynna koleja miejska, ktora swietnie charakteryzuje obrazek:
Jak na zdjeciach ze starych Indii. Tlok wiekszy niz w puszce sardynek. Ludzie wystajacy na zewnatrz wsiadajacy i wysiadajacy w biegu… Ale znow – po lokalnej kolei z Manili czy metra w Mexico City duzo nas nie zdziwi. Przedzialy dla kobiet sa oddzielne ale my staralismy sie podrozowac razem. W strone centrum mielismy latwiej – wysiadalismy an ostatniej stacji. W strone domu trzeba bylo stosowac metode “pchaj sie do wyjscia bo nie wysiadziesz” ale sam system wsiadania i wysiadania dziala dosc sprawnie i generalnie bylo ok! System kolei w Mumbaiu jest dobrze rozwiniety i bardzo tani (10 Rp – ok 0,6 zl bilet) a przez to powszechny.
No ale nie sama koleja zyje czlowiek. Po dojezdzie do centrum rzucamy sie w tetniace zyciem miasto. Tloczno, duzo straganow z jedzeniem, z kokosami do picia czy moim ulubionym drinkiem z trzciny cukrowej z limonka (jak w Kambodzy!!) – super!! Tlok jak to w tego typu metropolii. Widac ze miasto bylo brytyjskie (po stylu budynkow i planie ulic) i widac ze ta brytyjskosc Indusi staraja sie kryc za drzewami 🙂
Jesli zadano by nam pytanie (tak jak my zadalismy naszemu gospodarzowi): co warto w tak krotkim czasie zobaczyc w Mumbaiu? uslyszelibyscie “Elephant Island” – Wyspa Slonia. Jest to nieduza wysepka oddalona o godzine lodka od wybrzeza. Czyli zostwiamy za soba wybrzeze z najwiekszym i najbardziej luksusowym hotelem (oczywiscie zbudownym przez Tate) i brama zwyciestwa (zbudowana przez brytyjczykow dla krola Jerzego, ktora stala sie pozniej symbolem opuszczenia przez Brytyjczykow Indii) i plyniemy!
Na miejscu (nawet bedac rano :)) musimy byc przygotowani na stoiska z wszelkimi pamiatkami.. Taki urok. Za to po wejsciu wyzej dotrzemy do zespolu swiatyn. Wszystkie zostaly wykute w skale. Cudowne! Przypominaja kilmatem troche Angkor Wat w mikro skali. Wyspa nazwe wziela od wizerunku slonia wykutym w skale (niestey przewiezionym do muzeum na ladzie). Niech zdjecia przemowia!
No ale chyba troche za duzo o Mumbaiu? Przjedzmy dalej
Pociag
Do Margao dojechalismy koleja dalekobiezna. Bagatela 750km, ktore pokonalismy w 14 godzin (2 godziny spozienia). Slynne podroze koleja w Indiach! Wagon najtanszy ale kuszetkowy (380 Rp – 22 zl) wiec mozna i sie przespac i poczytac i podladowac telefon i przekasic po drodze co nieco. Sam sklad jst ogromny (wagonow nie liczylismy ale spokojnie ponad 20). Jeden wagon jest kuchenny (bo nie restauracyjny) i tam przyrzadza sie jedzenie dla pasazerow. My na lunch nic nie zamawialimy, posilalismy sie tylko samosami po drodze i probowalismy potraw zamowionych przez Induskich sasiadow z naprzeciwka!
Goa (Maragao i plaze)
Dojechalismy do Margao o 21. Zanalezienie taniego hotelu to wyczyn – wszystko pozajmowane ale sie udalo. Tyle! Nastepnego dnia ruszylismy na slynne plaze Goa. Na polnoc od Margao plaze imprezowe wiec ruszylismy na poludnie. Trafilismy do Palolem i okazalao sie, ze ta spokojna plaza byla ok ale… kilka lat temu… Teraz to juz … Goa. Czyli imprezowkowo! Zostalismy tu 2 noce (na tyle mielismy stargowana cene w chatce) i ruszylismy do spokojniejszego miejsca – Patnem. Plaza i samo miejsce spokojniejsze a po przejsciu malej rzeczki trafiamy na niemal pusta plaze przy klubie golfowym.
Goa to nie Indie 🙂 – to stan (okupowany wczesniej porzez Portugalczykow) z zerowym podatkiem od alkoholu i pieknymi plazami. Spotkamy tu mnostwo bialych turystow (zwlaszcza Rosjan!) ale co zrobic – Indusi musza na czyms zarobic a tu maja swietna okazje. W Patnem da sie znalezc tez ciche zakatki gdzie my z kolei czytamy, gramy, kapiemy sie i ladujemy akumulatory.. Taki klimat tego miejsca 🙂
Co dalej?
Juz zasiegnelismy jezyka i wiemy skad i kiedy jedzie pociag do Hospet. Stamtad to rzut kamieniem do ‘zaginionego miasta’. Duzego kompleksu starych swiatyn i domow (25km2!!). Ponoc top10 Indii i musimy to zobaczyc 🙂 Nawet jesli bedzie tam znow duzo bialasow 🙂 Angkor nas wbilo w ziemie (mimo tlumu turystow) i liczymy na to ze tym razem bedzie podobnie!
Pozdrawiamy,
Seba i Kasia
PS. nie piszemy jeszcze o jedzeniu – jest ostre i ok! O tym pozniej. Teraz ciekawostka – w knajpie na koniec zamiast gumy do zucia dostaje sie ziarna kminku..