Witajcie,

Miesiąc Indii za nami. A teraz jesteśmy w Nepalu. Jest super!!!! Ale po kolei. Pierwszym miastem, które zwiedzaliśmy był…

Janakpur

I tak Nepal przywitał nas sennym miastem o wielu świątyniach – Janakpur. Zresztą tak o nim mówią Janakpur-miasto świątyń! Ale po kolei! Dojechalismy juz po zmroku i po krotkich poszukiwaniach znalezlismy maly hostel. A rano ruszylismy w podoboj miasta! Miasteczka! Miescinki!

A tak wygladalo glowne skrzyzowanie w Jakpur.

 

Jak widac powyzej – azjatycki sposob montazu przewodow jest w Nepalu jak najbardziej aktualny! Jako, ze podkreslalismy juz wielokrotnie “swiatynnosc” miasta to ponizej kilka zdjec z jednej ze swiatyn.

Wśród wielu wyróżnia się ta największa, czyli Janaki Mandir. Jest to najwiekszy swiatynny kompleks w Nepalu. Zostal zbudowany w miejscu, w ktorym po wielu perypetiach Rama ozenil sie z Sita. Muzyka gra tu caly czas (oczywiscie tabla i peti – indyjski akordeon) a slubne pary przychodza po dobra wrozbe na nowa droge zycia! Bywa tlumnie ale radosnie!

Ale nie tylko świątyniami Nepal stoi. Na pewno miłymi ludźmi, mniej zatłoczonymi ulicami (a przez to cichszymi) i przerwami w dostawie prądu. 🙂 moze to nie wiele ale nas klimat Nepalu pochłonął w calosci!

Co dziwne w Nepalu kroluje tez… alkohol! Nepal wytwarza kazdy rodzaj alkoholu a zwlaszcza ten wysokoprocentowy (piwo jest tu dosc drogie ok 10zl za 0,6l.)! Same wodki (sa nawet bio!), brandy, whiskey itp. podobno niesmaczne!

Katmandu

Kolejnym przystankiem byla stolica! I to jaka !! Super uporządkowana – nawet przerwy w dostawie prądu maja dokładny, tygodniowy grafik. Ale krotko i na temat: miasto jest stare, duze i gwarne. W zaulkach ulic starego miasta zobaczymy prawdziwe zabytki i oazy spokoju!

Za to w uliczkach turystycznych mnostwo sklepow, sklepikow i knajpek. Wyrozniaja sie “salony” ze sprzetem gorskim w atrakcyjnych cenach. Oczywiscie wszystko to North Face czy inny Mammut i oczywiscie tylko z metki. Ale bywa dobrej jakosci! Mozna sie tu zaopatrzyc we wszystko!

Trishuli

I jak to Nepalu po prostu trzeba iść w góry. Postanowiliśmy pochodzić w okolicy i zacząć o treningu w Lagtang. Kupiliśmy bilety i spędziliśmy upojne 8 godz w trzęsącym ciasnym nepalskim lokalnym autobusie. Ale za to z widokami bo trasa byla na prawde malownicza!

Wszystko po to by przy granicy parku podjąć decyzje:  wracamy. Lepiej  wyjdzie pójście raz a porządnie w góry niż rozdrabniać się na kilka trekkingów, zwlaszcza, ze nie jest to najtansza impreza. Z tym postanowieniem poszliśmy w dół droga powrotną. Na szczęście trafiliśmy na ostatni autobus jadący w dół ale tylko do miejscowości o nie znanej nam nazwie. Zatrzymaliśmy się tu na noc a nawet na caly kolejny dzien i noc. I sie opłaciło. Ruszyliśmy na długi spacer i przypadkiem trafiliśmy do małego średniowiecznego miasteczka na wzgórzu ze świątynia i starym pałacem!!!! Super!!! Nie ma tego złego!

 

A co teraz, czyli dalsze plany

Znów jesteśmy w Katmandu i szykujemy się do królowej światowych trekow tzn. Annapurny!! Nie wiemy jeszcze którą  drogą ale pochodzimy w okolicy tej góry tak ok. 2 tyg. Wlasnie jestesmy w Centrum Obslugi Turystow i wyrobilismy sobie karty gorskie i otrzymalismy stosowne zezwolenia 🙂

 

Czeka nas upojny czas w gorach! Cieszymy sie, martwimy, ze moze byc sporo osob (ale i teren duzy!!) i szykujemy do podbijania himalajskich szlakow!

Pozdrowienia,
Sebastian i Kasia

PS. W zwiazku z licznymi zapytaniami na temat czerwonej pandy odpowiadamy – jest to takie zwierzatko, ssak, wcale niepodobne do standardowej bialo-czarnej pandy ale mimo to sliczne – taki troche przerosniety i puchaty kotek. Wiedzielismy o istnieniu tej “innej” pandy jeszcze przed przyjazdem dzieki niezwykle ksztalcacym przyrodniczym filmikom na YouTubie, ktore niektorzy z nas namietnie ogladaja 🙂

A oto nasza dotychczasowa podroz na mapie: